Stopford i Moniuszko

Samuel Stopford, tenor z Wielkiej Brytanii pokonał wczoraj 7 czerwca 2025 roku w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej wszystkich śpiewaków, zdobywając na 12. Międzynarodowym Konkursie Wokalnym im. Stanisława Moniuszki pierwszą nagrodę.

Jeszcze raz, Samuel Stopford – zapamiętajmy to nazwisko!

Na scenę wszedł pewnym krokiem, nieduży ubrany w szary garnitur. Ale jak zagrzmiał swym spłaszczonym tenorem arię Stefana „Cisza dokoła” ze „Strasznego dworu”, to publiczność zamarła.

Widać, że artysta nie tylko utalentowany, ale  i doświadczony – mimo młodego wieku, jego głos bowiem dojrzały. Ja poczułem, że jestem nie tyle na konkursie młodych śpiewaków, co na najlepiej wystawionej operze w La Scali.

Jak czytamy, z materiałów prasowych, ma 27 lat, skończył Royal Academy of Music w Londynie i jest członkiem monachijskiego Opernstudio Bayerische Staatsoper, czyli w odpowiednim dla siebie miejscu – programie wspierającym młodych wybitnie utalentowanych artystów, który przygotowuje ich do międzynarodowej kariery. (Jakim jest Opera Studio przy Bawarskiej Operze Państwowej.) I ten młody człowiek postawił właśnie pierwszy krok ku niej, wygrywając konkurs Moniuszki w Warszawie (!).

Drugą nagrodę otrzymała Arpi Sinanyan z Armenii, czarnowłosa piękność odziana w czarną suknię z bogato inkrustowanym dekoltem jakimiś szlachetnymi białymi kryształkami, gdyby zapytać śpiewaczkę, może usłyszelibyśmy, że szata miała elementy ludowego stroju (?). Sopranistka zaintonowała niezwykle czysto, także po polsku „Ha! Dzieciątko nam umiera” z „Halki”, tak, że miało się wrażenie, iż jest nasza, jednocześnie przygotowując nas do arii. Tak, przywołała także mnie, by w pewnym momencie ucichnąć, przed burzą oklasków.

Z kolei Ormianin Aksel Daveyan został wyróżniony trzecią nagrodą przez jury. Nie ustępował żywiołowością swej krajance. Jego wersja arii Jontka „I ty mu wierzysz, biedna dziewczyno” wybrzmiała głębią i mocą barytonu, podnosząc nam publiczności, wibracje, i zabierając w niezwykły świat artysty, wzbogacony nutami orientu. Nieco wschodnią, dziką odsłonę „Halki” usłyszeliśmy w wykonaniu Aksela. Owego żywiołowego bruneta, z krwi i kości Ormianina.

I to była najmocniejsza trójka spośród 12 finalistów. Choć mnie także podobała się kobieta-dynamit Łotyszka – Laura Lolita Peresivana, ubrana w śmiały dekolt i długie proste włosy, iskrząca sopranem, nadającym innowacyjne brzmienie utworowi Moniuszki, urzekająco kobieca Marian Suleimann z Włoch, też sopranistka, niezwykle miękko odtwarzająca „Pieśń Roksany” z „Króla Rogera” Szymanowskiego, nieco zaokrąglona o wyrazistych biodrach, otulająca mnie swą matczyną słodyczą, a także nasza polska pieśniarka Justyna Khil, wykonująca ten sam utwór Szymanowskiego, ale jakże inaczej, choć nie mniej lirycznie, jak harda szlachcianka, co współpracowało z jej słusznych kształtów kibicią, z której słowicze trele wydobywały się z niespotykaną mocą.

Ale kto by śmiał podważyć werdykt Wielce Szanownej Komisji?! (Tym bardziej, że był w niej mój ukochany Mariusz Kwiecień; już profesor.)

Nie ma takich wśród nas.

Proszę państwa, dnia 7 czerwca 2025 roku, w Operze Narodowej – Teatrze Wielkim odbyła się uczta duchowa dla miłośników muzyki najwyższych lotów. Dziękuję, że mogłam w niej uczestniczyć.

I cóż dalej rzec. Nie wszystkim było dane zwyciężyć, a zaznaczyć trzeba, że o uczestnictwo w konkursie ubiegało się 500 śpiewaków z całego świata,  w wieku do 32 lat, a celem którego było nie tylko wyłuskanie tych najlepszych, ale szerzenie kultury polskiej, a ściślej – naszej muzyki, naszych kompozytorów. W konkursie śpiewacy wykonywali nie tylko utwory Moniuszki i Szymanowskiego, ale także Chopina, Kasprowicza, Paderewskiego. Chociaż – aby było bardziej międzynarodowo, śpiewano także Wagnera, Rossiniego i Verdiego. Choć spytać należy, kto jest bardziej międzynarodowy: Verdi czy Paderewski…

Barbara Jagas

O mnie

Nie wiem kim jestem. I całe życie się dowiaduję. – To fascynujące.