To miejsce jest jak kochanek najsłodszy, ale taki od początku życia. Nie do końca znany, i tajemniczy, a jednak pożądany co roku.
Bo dla nas, dzieci Peerelu, stolica Tatr była nie tylko trendy…
Zakopane to nie Maryla Rodowicz dla mnie, to znowu my. Bardziej Młynarskiego, jesteśmy na wczasach w tych góralskich lasach. Chociaż wtedy jeszcze tej piosenki nie kojarzyłam, jako mała dziewczynka w beciku. Zapewne. Mimo że leciała w radiu i cała Polska ją nuciła, oprócz moich rodziców, bo ci nie lubili tego piosenkarza. Ojciec twierdził, że nie śpiewa lecz mówi, a mama, iż w ogóle nie rozumie co, bo robi to za szybko. Byli przyzwyczajeni do melodyjnych utworów, takie w końcu śpiewało się przed wojną, i ten nowy trend nie odpowiadał im zupełnie. Ja z kolei niektóre teksty tego artysty lubiłam, podobał mi się ich ironiczny styl. Natomiast co do tego, że nie jest to żadne śpiewanie zgadzałam się z nimi całkowicie. Ale polemizowałam, że wiersz można przecież wygłosić, niekoniecznie zaśpiewać, a co tacie Pauliny i Agaty udawało się znakomicie. Właściwie pan Wojciech robił coś pomiędzy, potem mówiono na to „poezja śpiewana”, chociaż nie do końca uważam, że był jej przedstawicielem. Piosenki Młynarskiego były bowiem bardziej lekkie i przyjemne niż dramatyczne i poetycko wyrafinowane. Owszem, pokazywały w krzywym zwierciadle rzeczywistość, ale z dowcipem, by nie powiedzieć wesołością. Tak więc kiedy on śpiewał, to rodzice nie słuchali radia albo zajmowali się czymś innym. Najprawdopodobniej miłością, tj. żyli nią, bo byli młodą parą.
A tuż po ślubie wyjechali sobie do Zakopanego. I tam, najprawdopodobniej, zostałam poczęta. Może stąd właśnie moja miłość do tego miasta, zwanego niegdyś zimową stolicą Polski.
Kiedy przyjechałam tu po raz pierwszy? – Dokładnie nie kojarzę, ale mogłam mieć jakieś 3-4 latka. Jako bachor wiem, że zjeżdżałam, wraz z rodzicami, FiS-owską nartostradą, która zaczynała się na Kasprowym, a kończyła w Kuźnicach. Do dziś czuję powiew wiatru na policzkach, lekki mrozek i wielką radość, że sama sunę i to szybko, ale też niewielki strach, że się nie zatrzymam, bo w pewnym momencie wydawało mi się, że zostałam sama. Piękne wspomnienie. Jak myśmy jechali, skąd, bo chyba przecież nie z samego Kasprowego, tata by mnie nie puścił. A poza tym sama nie byłam zbyt wyrywna, by od razu szusować z tak dużej góry, najprawdopodobniej dołączyłyśmy do niego z mamą na Kalatówkach.
Kolejne wspomnienie, już nie tak miłe, mam ze zjazdów na oślej łączce, która znajdowała się między Kościeliskiem, a Krzeptówkami. Najpierw trzeba było do niej iść na piechotę, a narty trzymało się na barkach, uwierały, było też ciężko, bo to zupełnie inny sprzęt był. Chyba że spadł świeży śnieg, a nie zdołano uporządkować drogi prowadzącej z WDW na dół, bo na posypanej żwirem nie dałoby się zjechać. Potem na polanie znowu głównie się chodziło, a dokładnie podchodziło pod górę, bo wtedy nie było jeszcze wyciągów, a na zjeżdżaniu spędzało się najmniej czasu. Na koniec zaś trzeba było jeszcze dojść z powrotem do Kościeliska, a szło się kawał drogi pod wielką górę, która zdawało się nie ma końca. I to był koszmar dla małej dziewczynki, jaką byłam, szłam i płakałam, ale nikt na mnie nie zwracał uwagi, a jeśli się poskarżyłam, to słyszałam, że jestem płaksa i nie ma co beczeć, bo zaraz będziemy na miejscu. Byliśmy, ale nie tak szybko.
***
To podróż w czasie, reporterska wyprawa pokazująca jak zmieniało się Zakopane od czasów Peerelu do nam współczesnych, ale nie tylko, bo także sięgam do dawniejszych epok i przywołuję ich ducha, a także duchy, spotykając je na górskim szlaku lub na Krupówkach. I jak to w tym gatunku, na poły literackim, bywa, historia nie pozbawiona jest wątków osobistych. Reportaż składa się z następujących działów: Pierwsze kroki, Generał, Salamandra, FWP, Dansing w Jędrusiu, Bar mleczny, Krupówki, Wesele góralskie, Kasprowy, Lenin w Poroninie, Krzyż, Żywiec, Hasior, Zima, Witkacy, Koron, Pokłosie.
Jeśli jesteś zainteresowany całą reporterską książeczką, to możesz ją zakupić, wpłacając 20 zł na moje konto.
Po przelaniu tej kwoty dostaniesz na swój adres mejlowy
e-book pt.”Zakopane-zakopane” (w postaci PDF, wzbogacony ilustracjami).
Można nabyć tylko pierwszą część reportażu, drugą lub trzecią. Zapłacisz za nie kolejno: 5 zł, 10 zł lub 15 zł.
Moim zdaniem, opłaci się kupić od razu całość… Ale wybór należy do Ciebie.
Numer mojego konta:
77 1240 1037 1111 0000 0588 3220