Cóż wart byłby czerwony dworek w Krasnogrudzie, gdyby nie słynny jego mieszkaniec Czesław Miłosz. Czy ktoś inny równie pięknie rozsławiłby tutejsze bory-lasy, a także specjalne chmury, o kształcie których pisano wiersze. Nie mówiąc o żabach i różnych innych dziwnych mieszkańcach pobliskich mokradeł.
Kultura składa się ze śladów, śladów bytności różnych ludzi – mniej lub bardziej znanych. Choć jej początki były w zabawie, jak pisał słynny Huizinga, jej znawca. Trzeba bowiem nazwać owo piękno, które widzimy, a nie tylko je przeżyć.
Kultura czasem składa się z faktów, ale te przeważnie różni jej interpretatorzy, mówię o historykach, przeinaczają. Bardziej więc kultura czerpie z nazewnictwa tego, co ludzie sobie pokazują, opowiadają i przeżywają. Bogactwo języka składa się na kulturę, bo z niego ona żyje. Ubóstwo językowe prowadzi do jej zaniku, tak samo jak lenistwo umysłowe itp.
Gdyby Miłosz nie studiował literatury, a także prawa, nie był z dobrego domu, nigdy nie stworzyłby wierszy (intelektualnych), które pogłębiają przeżycia czytelnika, albo je nazywają.
Gdyby nie przeszłość, jej ślady, opisane, nazwane, nie mielibyśmy kultury, żylibyśmy w stanie medytacyjnym, jak pierwotne ludy. Albo Adam i Ewa, którzy do szczęścia nie potrzebowali nic, lub niczego.”
Jest to fragment jednego z tekstów, które popełniłam z okazji wyjazdu na Suwalszczyznę. Ale jest ich więcej, powstał zbiór liczący ponad 100 stron, który jak zwykle sprzedaję w systemie 5x10x15.
Wszystko drożeje, a ja – trzymam się starej ceny, w dodatku proponując zbiór reportaży, zamiast jednego tekstu.
Potraktujcie to jako promocję (bo za chwilę zmienię zdanie). Tak więc, kto pierwszy, ten lepszy.